Do kuriozalnych wręcz zdarzeń doszło w 1 lipca w piątek. Z dyspozytorem pogotowia ratunkowego nawiązała kontakt kobieta w podeszłym wieku, która zgłaszała niepokojące objawy, wymagające potencjalnej interwencji medycznej. Kobieta alarmowała, że ma mieć mroczki pod oczami, jak i odczuwać ogólne osłabienie. We wskazane przez kobietę miejsce wysłana została karetka pogotowia, na miejscu okazało się jednak, że ta nie mogła pobrać emerytury.
Wezwała pogotowie, bo poczta była zamknięta.
Po dotarciu zespołu medycznego na miejsce ratownicy zastali kobietę, która – na pierwszy rzut oka – nie wyglądała jak osoba, która potrzebuje pomocy medycznej. Miała ona nerwowo i energicznie spacerować przed placówką pocztową, a i samym ratownikom na wstępie oznajmiła, że skontaktowała się z numerem alarmowym tylko dlatego, że nie mogła pobrać emerytury, co było wynikiem zamkniętego obiektu pocztowego.
Sprawa trafi do sądu.
Po tym jak cała prawda wyszła na jaw, przybyli na miejsce ratownicy postanowili wezwać policję. Przybyli na miejsce funkcjonariusze zdecydowali się ukarać kobietę mandatem, ta jednak odmówiła jego przyjęcia. O dalszym losie kobiety zadecyduje teraz sąd, a za nieuzasadnione wezwanie pogotowia ratunkowego grozić może grzywna w wysokości do 1,5 tysiąca złotych, lub nawet kara pozbawienia wolności. Na uwagę zasługuje fakt, że dyspozytorzy w Łodzi byli zajęci, a całe zgłoszenia przyjąć musiał dyspozytor aż z Wrocławia. Przypomnijmy, że nieuzasadnione, czy wręcz fałszywe wezwania pogotowia, jak i innych służb są wciąż ogromną plagą, a tym samym uniemożliwić udzielenie pomocy osobie, która naprawdę jej potrzebuje.